Lubię wieczory wypełnione muzyką. Nie chodzi tu o dźwięki w tle, płynące z radia czy komputera, bo te towarzyszą mi niemalże przez cały dzień i składają się na ścieżkę dźwiękową codziennego życia. Chodzi o muzykę wybraną w danej chwili świadomie, odtwarzaną z winylowej płyty, najlepiej na starym sprzęcie. Lubię momenty rozbierania płyty z okładki i układania jej na adapterze, śmiesznie długie w porównaniu z kliknięciem myszką… Potem wsłuchuję się w dźwięki, które przenoszą mnie w inną rzeczywistość w świat winylowych dźwięków. To nic, że szumy i trzaski… Moja dusza jest retro i nic na to nie poradzę...