poniedziałek, 8 grudnia 2014

Pomysł na praktyczny prezent


black&white

Chyba każdy się ze mną zgodzi, że własnoręcznie zrobiony prezent to coś wyjątkowego. Co zrobić jednak, gdy czasu i funduszy nie za wiele, a lista osób do obdarowania długa? Polecam samodzielnie upiększone drobiazgi. Można tu wykorzystać coś, co już mamy w domu, albo kupić półprodukt. A potem już niech ogranicza nas tylko fantazja i ewentualnie umiejętności. Dziś proponuję bardzo łatwy do wykonania projekt - niepozorny taboret, który po przemalowaniu może służyć jako stolik, podnóżek lub po prostu ozdoba.

piątek, 5 grudnia 2014

Podróż w stronę słońca. Część 4.


Już o świcie 24 sierpnia 79 r. n.e. nad Wezuwiuszem zawisła złowroga chmura. Około dziesiątej dało się słyszeć straszliwy hałas dochodzący jeszcze z wnętrza wulkanu - to mieszanka wulkaniczych gazów szukających swego ujścia i napierających na główny krater pokryty zastygłą lawą. Według niektórych źródeł wybuch nastąpił około południa. Na miasto Pompeje spadł śmiercionośny deszcz kamieni wulkanicznych, a następnie popiołu, który całkowicie przysłonił słońce i pogrzebał żywcem tysiące mieszkańców.  Ci, kórzy zdołali się przed nim uchronić zmarli na skutek zatrucia gazem wulkanicznym, lub pod walącym się w wyniku trzęsienia ziemi i ciężaru popiołu miastem. 

poniedziałek, 24 listopada 2014

Metamorfoza stolika czyli czary-mary przy pomocy produktów Annie Sloan

Annie Sloan Chalk Paint


Dziś jeden z moich ulubionych tematów, czyli przerabianie starych mebli. Tym razem pod pędzel poszedł stolik na kółkach, który w momencie zakupu był w naprawdę opłakanym stanie. Jednak można było dostrzec potencjał w jego prostej formie i metalowych, gdzieniegdzie zardzewiałych kółkach.

niedziela, 23 listopada 2014

Magia czarno-białej fotografii

akt kobiecy

Wszystko zaczęło się od prezentu, który dostałam od Eweliny. No, może nie wszystko, ale pomysł na dzisiejszy wpis. Prezentem była przepiękna, czarno-biała fotografia przedstawiająca nietuzinkowy akt kobiecy. Auorką tego zdjęcia jest również kobieta, Ellen Auerbach.

wtorek, 11 listopada 2014

Podróż w stronę słońca. Cz. 3. Miejsce w którym rządzą kobiety.

Fattoria di Mugnano

Czas na kolejną porcję relacji z mojej ostatniej podróży do Italii. Pozostałe relacje możecie poczytać tutaj i tutaj. Dziś jeszcze na chwilę zatrzymamy się w Toskanii, ponieważ chciałabym pokazać Wam fantastyczne miejsce. To Fattoria di Mugnano, farma z 300-letnią tradycją, przekształcona obecnie w gospodarstwo agroturystyczne. Trafiliśmy tam poniekąd przypadkiem, bo miejsce jest na kompletnym odludziu, i właśnie takie przypadki lubię najbardziej.

wtorek, 28 października 2014

Liebster Blog Award

Witam, dziś troszkę inaczej, i można powiedzieć "odświętnie", w związku z nominacją Liebster Blog Award, którą zaraz po otrzymaniu oprawiłam w ramkę:) Nominację otrzymałam od Ewy, autorki fantastycznego bloga Businesskid, na który oczywiście polecam zajrzeć. To blog pisany z punktu widzenia mamy, jednak nie znajdziecie tam przesłodzonych tekstów o niczym okraszonych pierdyliardem zdjęć różowych bobasów, lecz mnóstwo rzeczowych i rzetelnych postów pomagających odkryć i rozwijać potencjał dziecka oraz rozmaite porady i MĄDRE zabawy. Przyda się również tym, którzy nie są rodzicami, jestem tego przykładem ;)

czwartek, 23 października 2014

Kreatywna destrukcja. Recenzja książki.

kreatywna destrukcja


Dziś chciałabym się z Wami podzielić moim ostatnim nabytkiem i zarazem zrecenzować książkę. Nie wiem dlaczego, ale jak coś widzę dziwne i inne, to zaraz mam ochotę to przygarnąć. Tym razem w moje ręce wpadła książka niezwykła. Nie, nie przemieniam mojego bloga w kącik literacki, choć czytam sporo i to uwielbiam. Książka, którą chcę Wam przedstawić wpisuje się w szeroko pojętą kreatywność, a wszak obiecałam zamieszczać tutaj rozmaite inspiracje kreatywność pobudzające. Tekstu w niej niewiele, toteż nie będę się rozwodzić nad jej walorami literackimi.

piątek, 17 października 2014

Ulubione jesienią. Piąty dzień wyzwania.



Dziś pomyślałam: "No cóż, jesień. Z powodu wyzwania blogowego w Republice Kolorów zapanuje szarość". Nie dość, że ponuro, to jeszcze w dodatku coś ulubionego. Czy ja w ogóle lubię jesień?
Już myślałam, że wyruszę poza osiedle na poszukiwania jakiegoś kolorowego listka, walnę kolejne haiku i będzie z głowy. Jednak po chwili zastanowienia dotarło do mnie, że naprawdę lubię jesień i jest mnóstwo fantastycznych rzeczy, dla których ta pora roku jest idealna! Potem przypomniałam sobie też listę Uli pod tytułem "zdjęcia do zrobienia jesienią" i już całkiem mnie olśniło. Przecież jesień może być bardzo kolorowa! Nie tylko wśród kolorowych liści. Chwyciłam za aparat i wzięłam się do pracy.
Jesienią zaczynam się otulać ulubionymi kolorowymi swetrami i używać ulubionych parasolek. Mam już ich całą szufladę, wiele popsutych, ale szkoda mi wyrzucić, bo są ładne. 
Jesień to także pora na wrzosy, uwielbiam te niewymagające rośliny. Nawet zasuszone nieźle się prezentują.
Lubię też jesień za sezonowe pyszności: dynie, które mogłabym jeść kilogramami, jabłka oraz gruszki.
Jesienią wieczory są dłuższe i przychodzą nagle. To zatem idealna pora na romantyczną kolację przy świecach lub kubek gorącej czekolady i ciekawą książkę. 
No i oczywiście, gdy nie wieje i nie leje się z nieba godzinami, przyjemnie jest wyjść jesienią na spacer i oddychać głęboko. Jesień pachnie ziemią układającą się powoli do zimowego snu.

czwartek, 16 października 2014

Czwarty dzień wyzwania.



Dziś czwarty dzień wyzwania blogowego. Jak ten czas leci!!!
Oto moje miejsca w sieci.

środa, 15 października 2014

Ja. Wyzwania dzień trzeci i haiku



Wybaczcie, że tym razem będzie minimum tekstu. Bardzo nie lubię pisać o sobie. Ale mam za to dla Was haiku ;)

wtorek, 14 października 2014

Osoba, która mnie inspiruje. Drugi dzień wyzwania.

Dziś kolejny bardzo trafiony temat wyzwania blogowego, ponieważ uwielbiam pisać o osobach, które mnie inspirują. Możecie o nich poczytać m.in. tutaj lub tutaj.
Bardzo często inspirują mnie wyjątkowe kobiety, które za życia nie zawsze były doceniane i w swoisty sposób wyprzedzały swoją epokę, wyłamując się z narzuconych ram i konwenansów. Jedną z nich jest Leonor Fini (1907-1996), argentyńska artystka włoskiego pochodzenia.




poniedziałek, 13 października 2014

Wyzwania dzień pierwszy: Najpiękniejsze słowa


ranking słów

Po raz drugi postanowiłam podjąć wyzwanie Uli z bloga Sen Mai. Tym razem będzie to wyzwanie blogowe. Przez pięć dni będę zamieszczać posty na zadane przez Ulę tematy. 
Ich lista wygląda następująco:

wtorek, 7 października 2014

Podróż w stronę słońca. Część II




Zapraszam na kolejną część relacji z podróży do Italii. Dziś będzie troszkę o Toskanii. Jest to jeden z najbardziej charakterystycznych i najbardziej znanych regionów włoskich. Kojarzy nam się z polami słoneczników, cyprysami, winnicami, gajami oliwnymi oraz sztuką na najwyższym poziomie. Czy jest to region najpiękniejszy? Nie wiem, oceńcie sami. 
Toskania jest ojczyzną wielu wybitnych postaci i artystów, stamtąd pochodził m .in. Dante Alighieri, Leonardo da Vinci, Giovanni Boccaccio, Sandro Botticelli czy Michelangelo Buonarotti. Ich mecenasami był potężny ród Medycuszy z Florencji, stolicy regionu. Toskania to również kolebka języka włoskiego, do tej pory jej mieszkańcy posługują  się piękną włoszczyzną, zarówno pod względem słownictwa jak i gramatyki, co w innych regionach jest zjawiskiem marginalnym, gdyż ich mieszkańcy preferują regionalne dialekty. 

poniedziałek, 6 października 2014

Kumkwat w butelce


kieliszek

Latem nadszedł czas zbiorów kumkwatowych owoców. Pięknie się prezentowały na drzewku, lecz były już dojrzałe i należało je zerwać. Pozostawał dylemat co z nimi zrobić, a ściślej mówiąc, w jakiej postaci je spożyć. Świeże owoce mają bardzo specyficzny smak, coś jak połączenie pomarańczy z cytryną, są gorzkawe i bardzo aromatyczne. W regionach gdzie są popularne, np. na wyspie Korfu, nie je się ich na surowo, lecz produkuje się z nich rozmaite przetwory oraz likiery i nalewki. Ja również miałam zamiar jakoś te owoce przetworzyć. Po długim namyśle postawiłam na nalewkę. Poszperałam trochę w internetach i znalazłam kilka przepisów, jednak żaden z nich do końca mnie nie przekonał. Trzeba było zatem eksperymentować.
Najpierw zagotowałam syrop z wody z cukrem trzcinowym, a następnie wrzuciłam do niego na 2 godziny umyte owoce. Na następny dzień wszystko znowu gotowałam przez ok. 3 godziny. Po wystygnięciu owoce przecedziłam, połowę przekroiłam na pół, wrzuciłam do słoików, zalałam syropem, następnie czystą wódką. Niestety kupiłam jej za mało i po jakimś czasie musiałam jej dolać. Zamknięte słoiki stały sobie w szafie trzy miesiące. W zeszłym tygodniu "doprawiłam" nalewkę sokiem z cytryny, przecedziłam i przelałam do butelek. Jest mętna, więc trzeba będzie ją przecedzić jeszcze raz. Jednak jak na taki eksperyment, przyznam nieskromnie, że smak ma fantastyczny!

środa, 1 października 2014

Podróż w stronę słońca. Część I




Na początek chciałabym tylko nadmienić, iż usuwanie wszystkich ósemek na raz nie jest raczej najlepszym pomysłem. Kilka dni wyjęte z życiorysu.
Nie będę się jednak na ten temat rozpisywać. Zapraszam na pierwszą część relacji z trzytygodniowej podróży do Włoch. 
Jak już wspominałam wcześniej, pierwszy postój zaplanowaliśmy w Weronie. Podróżowaliśmy ze Stuttgartu przez Austrię, lecz niedokładnie sprawdziliśmy różne opcje trasy, i niestety w Alpach utknęliśmy w bardzo długiej kolejce do tunelu. Dlatego też do celu dotarliśmy z opóźnieniem, po południu.
Werona przywitała nas pięknym słońcem, a właściciel B&B, w którym mieliśmy nocleg przywitał nas kawą. Nocleg rezerwowaliśmy przez booking.com i muszę przyznać, że świetnie trafiliśmy. Pomimo zmęczenia podróżą, po bardzo krótkim odpoczynku uderzyliśmy na miasto. Werona jest prześliczna i bardzo zadbana. Bardzo podobały mi się lśniące kamienne chodniki w centrum starego miasta. Całe miasto pełne jest nawiązań do słynnej historii miłosnej, co po pewnym czasie staje się nieco męczące. 
Tak, Romeo i Julia to prawdziwe ikony miasta Werona. Mamy zatem bary, lokale i hotele nazwane imionami lub nazwiskami kochanków, dom Romea, dom Julii, grób Julii, oblegany przez turystów posąg przedstawiający jej postać, oraz pierdyliard "pamiątek" tej rzewnej historii w różnych konfiguracjach. Najśmieszniejsze jest to, że nie ma nawet dowodów na to, że ta historia wydarzyła się naprawdę. Rodziny o tych nazwiskach owszem istniały, ale bohaterowie byli najprawdopodobniej fikcją literacką. Możecie sobie też wyobrazić, jak straszliwie kiczowate są tam pamiątki. 
Jednak Werona to nie tylko Romeo i Julia. To również imponujący amfiteatr rzymski - Arena di Verona, w którym wystawiane są rozmaite spektakle i opery, a także odbywają się koncerty. To również wspaniałe jedzenie (wystarczy tylko oddalić się nieco od centrum). Ze względu na strategiczne położenie miasta i rozbudowaną infrastrukturę, w Weronie organizowane są również rozmaite targi, np. największe we Włoszech targi motocyklowe, targi jeździeckie, targi win włoskich oraz imprezy promujące kulturę i sztukę. Niebawem, już 9 października, zaczynają się na przykład targi sztuki Art Verona. Ale co tam targi, pewnie chcielibyście zobaczyć ten słynny balkon :) Oto i on:

poniedziałek, 15 września 2014

Koniec wakacji



Witam Was serdecznie po wakacyjnej przerwie. Uwielbiam podróże, ale powroty też są całkiem przyjemne. Tylko czasem trudno odnaleźć się na początku w codzienności. Szarość za oknem dobija. Ale są wspomnienia i mnóstwo zdjęć. 
To był bardzo udany wyjazd. Trzy tygodnie w Italii, swoim samochodem, bez pośpiechu, często improwizując i unikając w miarę możliwości zatłoczonych miejsc. Wyjechaliśmy ze Stuttgartu wczesnym rankiem i pierwszy nocleg był w Weronie. Potem odwiedziliśmy Toskanię, Pompeje, Kalabrię i Sycylię. Po wizycie w niektórych miejscach czuję spory niedosyt, ale za to już wiem, gdzie z pewnością wrócę. Z pewnością zafascynowała mnie Sycylia, której niewielką część miałam już okazję poznać wcześniej. Ta tajemnicza wyspa ma ogromny potencjał. Nie jesteśmy z mężem przykładnymi turystami, raczej miejsca odwiedzamy niż zwiedzamy. Potrafimy pół dnia się zachwycać wyludnionym miasteczkiem i jego odrapanymi budynkami z dala od turystycznych szlaków, lecz nie mamy na tyle cierpliwości, aby stać 4 godziny w kolejce do słynnej katedry. Zdajemy sobie sprawę, że prawdziwe poznanie miejsca wymaga ogromnej ilości czasu, rozmów z mieszkańcami, oraz ujrzenia tego mniej atrakcyjnego oblicza. Oczywiście, nasza podróż była wciąż tylko ślizganiem się po powierzchni, ale już przynajmniej wiem, czego mogę się spodziewać pod tą warstwą pierwszych i drugich wrażeń. Wiem również to, że Italia nigdy mi się nie znudzi. Jestem świadoma zalet i wad tego kraju, jednak zawsze będę tam z przyjemnością wracać. 
Dzisiaj nie będę zdradzać szczegółów na temat odwiedzonych miejsc, bowiem zasługują one na osobne relacje, i muszę się do tych postów dobrze przygotować :) Więc jeśli jesteście ciekawi jak wyglądały nasze kolorowe wakacje, zapraszam już wkrótce. Dziś podzielę się z Wami niektórymi pamiątkami z wyjazdu. 

Najwięcej kupiliśmy książek i trunków:) Niemalże nieograniczone możliwości transportu to ogromna zaleta podróży własnym samochodem. Wśród lektur króluje tematyka przestępczości zorganizowanej, która niezmiennie mnie fascynuje, a wśród trunków - wina.




czwartek, 21 sierpnia 2014

Koniec lata?

"Miliony marzą o nieśmiertelności, równocześnie nie wiedząc, co ze sobą robić w deszczowe niedzielne popołudnie. " (Susan Ert)

Cóż, zawsze można porobić zdjęcia.....

Tegoroczne lato kojarzy mi się, póki co, z deszczem i remontem balkonu. Oczywiście, było kilka upalnych dni, ale jakoś te deszczowe zapadły bardziej w pamięć. Mam nadzieję, że wszystko się zmieni po podróży do Italii, w którą wybieram się już za dni kilka......

Odezwę się po powrocie. 

fuksja doniczkowa

wtorek, 5 sierpnia 2014

Taras inaczej

Dziś zapraszam na kolejne migawki z tarasu domu moich rodziców. Każdy zdaje sobie sprawę, że urządzanie domu czy mieszkania to niekończący się proces, i rzadko nadchodzi ten moment, gdy uznajemy że cel został osiągnięty i nic już nie musimy zmieniać, ulepszać. Również wspomniany taras jest póki co "dziełem" nieskończonym, jednak budowa i wykończenie wreszcie dobiegły końca, a pozostały już tylko kwestie dekoracyjne. Nigdy o tym nie wspominałam, ale zamiłowanie do starych rzeczy i wykorzystywanie ich czasem w innej funkcji w domu odziedziczyłam po mojej Mamie. Odkąd pamiętam, ona zawsze potrafiła dostrzec ukryte często pod warstwą kurzu piękno i potencjał przedmiotów. Jednak nie jest typem klasycznego zbieracza. Bez żalu pozbywa się tego, co na nic już nie może się przydać. Oczywiście musiało minąć parę lat zanim i ja zrozumiałam na czym to polega :) 
Zachęcam zatem do obejrzenia pomysłów, jakie udało nam się zrealizować na tarasie. W niektóre realizacje, jak ostatnia z donicami, miałam swój skromny wkład, a niektóre są pomysłami Mamy. Tata był często wykonawcą ;) Dziś dwa z pomysłów, a innym razem pokażę coś więcej. Moim zdaniem cały dom zasługuje na opis, bo jest doskonałym przykładem na to, jak można z pomysłem przemienić ruinę w cudowne miejsce, do którego zawsze z przyjemnością się wraca.
Wspominałam kiedyś, że nie lubię mebli łazienkowych, bo są nudne i wydają się sklonowane. Do tej grupy muszę jednak dołączyć meble tarasowe. Jeśli nie jesteśmy w stanie wydać naprawdę dużej kwoty na tego typu meble, to można nabyć najczęściej tylko klony wątpliwej jakości.  Warto więc się uwolnić od zasady, że mebel na tarasie musi mieć w nazwie "tarasowy", "balkonowy" czy "ogrodowy". Dlatego też na tarasie u rodziców postawiliśmy starą szafę, która jest jedyna w swoim rodzaju, a przez wiele lat była ukryta najpierw na strychu, a potem w stodole. To szafa po poprzednich właścicielach (rodzice kupili stary dom do remontu). Jest zniszczona, pomimo czyszczenia w środku wciąż dziwnie pachnie, jednak ma swój urok i świetnie ukrywa w swym wnętrzu miotły, mopy, jakieś pojemniki i inne przedmioty, które z pewnością dekoracyjne nie są, ale powinny być pod ręką. Mebel trzeba było oczywiście odczyścić, był bardzo zakurzony. Korniki też zrobiły swoje. Obecnie szafa stoi sobie pod dachem, także nic na nią nie pada, i myślę, że jest nie tylko praktyczna, ale również dekoracyjna. Jej kolor ładnie współgra z kolorem ścian.



niedziela, 3 sierpnia 2014

Jak zrobić donice

No właśnie, jak. I przede wszystkim po co robić, skoro w sklepach zatrzęsienie doniczek, do wyboru do koloru. Okazuje się jednak, że jeśli nie chce się wydać fortuny na  donice o określonych, dość pokaźnych wymiarach, w konkretnym kolorze (nie białym, nie czarnym i nie brązowym), i jeszcze w dodatku z klasycznymi zdobieniami, to pojawia się problem. 
Tytułowe donice miały stanąć na tarasie u moich rodziców, i docelowo miały w nich zostać zasadzone tuje. Aby pogodzić te wszystkie wyżej wymienione wytyczne, moja Mama zdecydowała, że donice trzeba zrobić samemu. Forma miała by prosta i klasyczna. Najpierw projekt donic został narysowany, a następnie poszczególne elementy zostały przeniesione na płytę OSB. Chyba nie muszę dodawać, że ten pomysł bardzo mi się spodobał. Tacie już pewnie trochę mniej, bo to do niego należało wycięcie z płyty OSB, a następnie połączenie ze sobą wszystkich elementów.  
Na koniec nastąpiła najprzyjemniejsza część zabawy, czyli malowanie i ozdabianie. 
Poniżej doniczki jeszcze w wersji surowej, wyglądały jak dwa smutasy.


Następnie donice należało zagruntować białą bejcą do drewna.


niedziela, 6 lipca 2014

COŚ PRAKTYCZNEGO. DIY

Mam czasem problem z małymi przedmiotami, które nie wiadomo gdzie schować. Chciałabym żeby były niewidoczne, ale jednocześnie pod ręką. Postanowiłam więc przerobić dostępne w wielu sklepach, zwykłe, drewniane skrzynki. Prototyp widoczny na zdjęciach podarowałam w prezencie zanim jeszcze zdążył dobrze wyschnąć :) Jednak mam zapas takich skrzynek i chyba sprawię sobie całą taką serię.
     Wykonanie jest bardzo proste i koszt również niewielki. Ja użyłam do tego zaledwie kilku produktów, a większość z nich miałam już w domu. Oczywiście podstawą jest sama skrzynka. Przed pomalowaniem jej właściwym kolorem spryskałam ją podkładem w białym, neutralnym kolorze. Dzięki temu surowe drewno nie wchłonęło zbyt wiele farby. Zamarzył mi się pastelowy turkus, jednak nie było go akurat w sklepie, musiałam się zatem zadowolić pigmentem. Resztkę matowej akrylowej farby do drewna w kolorze białym miałam w domu.
 
 


Kolor po wyschnięciu był sporo jaśniejszy, ale o właśnie o taki mi chodziło. Po nałożeniu pierwszej warstwy można skrzynkę przeszlifować drobnoziarnistym papierem.
 
wooden box
 
 

niedziela, 29 czerwca 2014

KOBIETY W OGRODZIE


Zapach tropikalnych kwiatów, wilgotnego powietrza, siekanych migdałów, piżma. Zapach tajemnicy. Tajemnica to kobieta. Resztki raju ukazane za pomocą niepokojących barw. Takie miałam skojarzenia, widząc niedawno po raz pierwszy prace niezwykle utalentowanej młodej artystki - Janiny Zaborowskiej. Urzekły mnie do tego stopnia, że nie mogłam się z Wami tym moim najnowszym odkryciem nie podzielić.

 
 
Ogrody II
 "Ogrody II" źródło

środa, 25 czerwca 2014

JAK ZATRZYMAĆ PRZYJEMNE CHWILE

 
Nie ma zbyt wiele cza­su, by być szczęśli­wym. Dni prze­mijają szyb­ko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpi­suje­my marze­nia, a ja­kaś niewidzial­na ręka nam je przek­reśla. Nie ma­my wte­dy żad­ne­go wy­boru. Jeżeli nie jes­teśmy szczęśli­wi dziś, jak pot­ra­fimy być ni­mi jutro? (Phil Bosmans)
 
goździk

niedziela, 1 czerwca 2014

POCZTÓWKA Z PANAREI


 
Ok, to nie są moje najnowsze zdjęcia. Jednak tak bardzo tęsknie za latem i wakacjami, że postanowiłam trochę powspominać. Zdjęcia pochodzą sprzed trzech lat, kiedy jeszcze pracowałam w turystyce i tego typu widoki to był mój tzw. chleb powszedni (prowadziłam tam wycieczki) i zostały zrobione podczas rejsu na Panareę, najmniejszą wyspę archipelagu Wysp Liparyjskich, zwanych również Eolskimi.
 
 
 
Wyspy Eolskie

czwartek, 29 maja 2014

SEZON NA...



Jeśli szczęście kryje się w słodyczy truskawek, to w tych dniach możemy być szczęśliwi!!!
Za oknem szaro, więc proponuję trochę radosnych kolorów.....



vintage kitchen
 

środa, 28 maja 2014

MAGIA TEGO ŚWIATA OCZAMI MAŁGORZATY

Dziś kolejny post "gościnny" i niesponsorowany:) Również bardzo kolorowy. Z radością przedstawiam Wam artystkę, która okiełznała wszystkie kolory świata, i którą miałam przyjemność poznać. Malgo pochodzi z Polski, mieszka w Stuttgarcie, i na co dzień gra na skrzypcach w tamtejszej orkiestrze kameralnej. Dla mnie jej obrazy są mostem pomiędzy światem realnym i światem onirycznym. Pełne symboli, dynamiczne, niektóre wręcz wychodzą ze swych ram. Przedstawiona na nich magia świata nie wzbudza strachu czy odrazy, wręcz przeciwnie - na tych obrazach nawet pory roku mają ludzką twarz. Ich autorka eksperymentuje z kolorami i ze strukturą. Jak się pewnie domyślacie, to właśnie te kolory mnie urzekły... Nie będę się więcej rozpisywać, po prostu sami zobaczcie.... A jeśli poczujecie niedosyt, to zapraszam tutaj.
 
 
 
 

niedziela, 25 maja 2014

TARGI WYPOSAŻENIA I WYKOŃCZENIA WNĘTRZ

 
Dziś zapraszam na relację z targów, które odbywały się zaledwie kilka kroków od miejsca, w którym mieszkam. Jest to impreza na niewielka skalę, raczej lokalna, ale postanowiłam tam się wybrać w ramach popołudniowego spaceru. Samo miejsce, w którym odbywały się targi jest niezwykłe, i już  wizyta w częściach budynku, które są na co dzień niedostępne, była dla mnie wystarczającą motywacją. A miejsce akcji to pozostałości po fabryce obuwia Salamander w Kornwestheim (na przedmieściach Stuttgartu), czyli fantastyczny przedwojenny niemiecki industrial.
        Obuwnicze imperium Salamander, to klasyczny przykład historii "od pucybuta (w tym przypadku szewca) do bogacza". Już w 1885 r. powstała w tym miejscu niewielka pracownia obuwnicza oraz sklep z butami. Jego założyciel, 23-letni Jakob Sigle, wkrótce nawiązał współpracę z handlarzem skór Maxem Levi i rozkręcił swój obuwniczy interes do tego stopnia, że w 1904 roku wybudowano tam ogromną fabrykę, w której zaczęto produkować obuwie sygnowane charakterystycznym logo z jaszczurką. W 1914 r. fabryka zatrudniała ok. 2,880 pracowników, którzy wyprodukowali ponad 2 miliony par butów. Stworzono sieć sklepów firmowych, ale sprzedaż odbywała się również za pośrednictwem niezależnych handlarzy. Wkrótce Salamander wybudował kolejne fabryki i rozprzestrzenił swą działalność również na inne kraje. Niestety, podczas wojny firma utraciła 26% fabryk oraz 50% sklepów, wiele z nich zostało zbombardowanych.
 


Fabryka Salamander Kornwestheim
Fabryka Salamander w Kornwestheim w czasach swojej świetności, źródło


czwartek, 22 maja 2014

DZIEŃ DOBRY. HELLO. BONJOUR. CIAO...

 
kwiaty w torbie
 
 
Jest pięknie za oknem, prawda? Ja niestety w te dni nie mogę korzystać z balkonu z powodu remontu, a moje biedne rośliny stłoczone na środku też już mają tego powoli dość. Jak tylko wszystko wróci do normy obiecuje kilka zdjęć, bo mam pomysły na małe zmiany.
Brak możliwości napawania się widokiem balkonowych roślinek zrekompensowałam sobie spacerem po parku i bukietem dzikich kwiatów. Przy okazji pokazuję najnowszy zakup w sklepie ze starociami: biały wysoki wazon. Długo takiego szukałam.

poniedziałek, 19 maja 2014

INSPIRACJE NA DOBRY POCZĄTEK TYGODNIA

       Nawet nie wiem kiedy minął ostatni tydzień, czas leci zatrważająco szybko. Jeden dzień jak mrugnięcie okiem. Nadszedł czas na kolejną porcję inspiracji, które w najbliższej przyszłości zamierzam realizować....


1. Uwielbiam ciekawe lustra, dlatego tez urzekły mnie lustra Codor Design. Wyglądają raczej jak rzeźby. W sieci natknęłam się na pomysł, aby do zwykłej ramy przykleić różne elementy, a następnie wszystko pokryć farbą w sprayu. No i tutaj są dwie opcje: albo wyjdzie z tego coś ciekawie estetycznego, albo mój projekt wyląduje na Pinterest Fail ;). Póki co, zbieram elementy do przyklejenia, więc trochę to potrwa.
Lustro Codor Design


niedziela, 18 maja 2014

Tęczowe szycie

       Witam serdecznie i słonecznie. Obiecuję, że dziś będzie wyjątkowo kolorowo. Będzie to post nietypowy, oraz, gwoli ścisłości, nie jest to post sponsorowany :) Nazwałabym go raczej postem "gościnnym". Gościem będzie moja utalentowana koleżanka Ania oraz jej kolorowe dzieła, które chciałabym Wam przedstawić. Myślę, że idealnie wpasują się w klimaty Republiki Kolorów.
       Od zawsze wspieram wszelkiego rodzaju kreatywne inicjatywy i podążanie za swoimi marzeniami i pasjami. Podziwiam osoby, które potrafią się swą pasją dzielić oraz przekuć ją w sposób na życie. Takie osoby mnie inspirują i staram się brać z nich przykład. Ania to kobieta wszechstronna, a jedną z jej pasji jest szycie. Jeśli spodoba jej się jakiś materiał, to ściągnie go choćby z końca świata, serio. Najbardziej podziwiam u niej cierpliwość (wiem doskonale ile jej potrzeba podczas szycia) oraz jej bezkompromisowość jeśli chodzi o jakość materiałów i wykończenia. No i oryginalne pomysły. W natłoku, skądinąd ładnej, lecz wszechobecnej "skandynawskiej" bieli, czerni i szarości, takie soczyste barwy są świetnym urozmaiceniem i przykuwają uwagę. Ania sama o sobie pisze: "szycie to moja radość. To moja przestrzeń niebanalnych, najwyższej jakości tkanin..." Z pasji zrodziła się "Tabanna".

Do rzeczy zatem, oto niektóre cudeńka, które wyszły spod igły Tabanny. Poniżej radosne kocyki (100% bawełna, oraz mięciutki w dotyku polar typu Minky, gramatura 400g). Dzieciaki je uwielbiają. Zdjęcia kocyków autorstwa Julii Molner.

 


 
 

czwartek, 15 maja 2014

WIECZORY RETRO

Lubię wieczory wypełnione muzyką. Nie chodzi tu o dźwięki w tle, płynące z radia czy komputera, bo te towarzyszą mi niemalże przez cały dzień i składają się na ścieżkę dźwiękową codziennego życia. Chodzi o muzykę wybraną w danej chwili świadomie, odtwarzaną z winylowej płyty, najlepiej na starym sprzęcie. Lubię momenty rozbierania płyty z okładki i układania jej na adapterze, śmiesznie długie w porównaniu z kliknięciem myszką… Potem wsłuchuję się w dźwięki, które przenoszą mnie w inną rzeczywistość w świat winylowych dźwięków. To nic, że szumy i trzaski… Moja dusza jest retro i nic na to nie poradzę...
 
barek adapter radio blaupunkt
 

poniedziałek, 12 maja 2014

INSPIRACJE NA DOBRY POCZĄTEK TYGODNIA



Myślę, że nadszedł najwyższy czas wprowadzić tutaj na blogu trochę dyscypliny jeśli chodzi o jego autorkę w mojej skromnej osobie. Bardzo bym chciała, aby posty pojawiały się bardziej regularnie i z większą częstotliwością, a nie "zrywami" jak do tej pory. Niestety nie zawsze można znaleźć czas i środki na nowe fascynujące projekty, choć pomysłów na nie mi nie brakuje. Kłębią się zazwyczaj w mojej głowie przed zaśnięciem i często są efektem różnych inspiracji, które spotykam w realu lub w sieci. Postanowiłam więc wprowadzić cykl REGULARNYCH, COTYGODNIOWYCH postów z takimi właśnie inspiracjami. Gdy uda mi się je wprowadzić w życie, też oczywiście też się pochwalę :) Przy okazji również blogowi się "dostało", bo otrzymał nowy look. Co o nim myślicie??
Zatem zaczynamy. Poniżej fantastyczny pomysł dla miłośników podróży i zbieraczy. Też tak macie, że z każdego wyjazdu zachowujecie bilety, mapy, prospekty, monety, kamienie, muszelki, gadżety reklamowe z hoteli i muzeów? Zdjęcia to za mało prawda? Ja tak mam, i część wklejamy do specjalnych albumów, a część jest upychana po szufladach. I pomyślałam, że fajnie by było to jakoś wyeksponować. Pomysł jednakowych ramek i napisów stworzonych z fotografii, bardzo mi przypadł do gustu. Litery można tez wyciąć z mapy. Link w opisie zdjęcia.




travel boards DIY
Designer Home

niedziela, 6 kwietnia 2014

NIEZNOŚNA DELIKATNOŚĆ ROŚLIN

Już kilka razy wspominałam, że słabo radzę sobie z roślinami doniczkowymi. Wymordowałam ich już sporo, lecz mam nadzieję, że te ofiary nie poszły na marne, i że z każdym rokiem i z każda nową roślinką będzie lepiej...Z drugiej strony, nie wyobrażam sobie mieszkania i balkonu bez żywych roślin. Bez nich jest tak strasznie smutno.
Czytam zatem rozmaite poradniki na temat pielęgnacji roślin i staram uczyć się na błędach.
Zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć w wiosennym klimacie...
 
Wyjątkowo odporne mini bratki. Mam nadzieję, że jeszcze długo będą cieszyć oko....

wtorek, 25 marca 2014

METAMORFOZA LAMPKI

Historii mojej choroby zwanej zbieractwem ciąg dalszy. Przedstawiam lampkę, która została zakupiona za symboliczna kwotę na stoisku z używanymi rzeczami. Stała biedna zawstydzona i zakurzona w towarzystwie innych lamp. Wstydziła się pewnie abażura, który miał wyjątkowo paskudny kolor i był pożółkły ze starości. Swoja droga, jestem strasznie ciekawa, gdzie stała wcześniej.... Podstawa lampki jest solidna i dość ciężka, wymagała tylko odczyszczenia. Lampka w momencie kupna działała, niestety podczas jej "renowacji" jakimś cudem udało mi się ją zepsuć, spalić włącznik i wywalić przy tym korki... ups... Oczywiście ponownie do akcji musiał wkroczyć mój wspaniały mąż, który cierpliwie wszystko rozkręcił, a następnie skręcił i zawyrokował, iż trzeba kupić nowy włącznik. Kabel jest złoty, taki trochę nietypowy, więc należało szukać czegoś w zbliżonym kolorze. Ku ogromnemu zdziwieniu w sklepie znalazła jedna pasująca sztuka :).
 
     Koniec wstępu, pora na zdjęcia. Uprzedzając pytania przyznam, że to nie ja zrobiłam na "nowym" abażurze takie ładne pliski. Po prostu spryskałam go czarnym sprayem. Kawałek wstążki, klej na gorąco i....gotowe. Nie licząc czasu schnięcia farby i spalenia włącznika 15 min. pracy :).
 
Dla porównania:
 



poniedziałek, 24 marca 2014

MEBEL PEŁEN UCIECH

Przedstawiam mój ostatni nabytek, który bardzo mnie cieszy. Zdaję sobie sprawę, że ten mebel może się nie podobać, bo jest bardzo specyficzny. Nam jednak od razu wpadł w oko, a jak jeszcze zobaczyliśmy co kryje w środku, to już w ogóle było jasne, że musi być nasz. Ta komoda ma bowiem nie tylko mini-barek, ale również wbudowane radio, adapter i głośniki. Model naszywa się Arkansas i produkowany był na przełomie 50 i 60 lat (niestety nie wiemy dokładnie). Radio działa, adapter  wymaga wymiany kilku elementów, a dźwięk z głośników jest niesamowity.
Mebel wymaga nieco odnowienia i odświeżenia, jest na nim trochę rys, a materiał osłaniający głośniki jest poplamiony. Jednak myślę, że już niebawem doprowadzimy go do idealnego stanu. Był też problem z jego ustawieniem, bo wyraźnie nie toleruje towarzystwa innych mebli. Jeździliśmy z szafkami i regałami cały wieczór tam i z powrotem, ale ciągle coś było nie tak. Stoi wreszcie sam, tylko w towarzystwie kolumn.
A oto nasza grająca komoda:)
 

czwartek, 20 marca 2014

NIC NOWEGO

      Nie będzie to żadną nowością, jeśli napiszę, iż uwielbiam stare przedmioty z duszą i z historią, a moje ulubione miejsce zakupów to pchli targ. Jednak ostatnimi czasy moje zbieractwo się znacznie nasiliło. Niebawem nie będzie gdzie upychać tych łupów. W dodatku odkrywam coraz więcej miejsc, gdzie można upolować całkiem ciekawe okazy.
     Od dawna polowałam na miedziane przedmioty, ale jakoś nie było efektów. A to kształt nie odpowiadał, albo były za nowe, albo zbyt zniszczone, albo za drogie. Wreszcie się udało. Oto kilka ostatnio nabytych drobiazgów w cenie całego jednego euro za sztukę.
Lubicie też takie stare drobiazgi? Zastanawiacie się czasem nad ich historią? Mi się zdarza czasem wymyśleć cały życiorys byłego właściciela.....


sobota, 15 marca 2014

Dom niezwykły

Wiosnaaaaaa...... bardzo mile mnie w tym roku zaskoczyła. Mimo, iż ostatnie tygodnie miałam bardzo bardzo pracowite, to jednak słońce skutecznie ładowało mnie energią.
Natknęłam się niedawno podczas krótkiego pobytu w Polsce na magazyn Dom i Wnętrze a w nim artykuł o domu, który niesamowicie mnie zafascynował i zainspirował. Przez parę dni kartkowałam tam i z powrotem ten artykuł, aż  poczułam niedosyt i zaczęłam szperać w internetach, aby dowiedzieć się cos więcej na temat domu, oraz jego pomysłowych właścicieli. Mile zaskoczył mnie fakt, iż pani tego domu, Sacha Oliver, jest maniaczką starych gratów, które przerabia na różne sposoby, a następnie pisze o tym na blogu Once Upon a Time. Ma tez swój sklep, gdzie owe cudeńka sprzedaje. Bratnia dusza, tyle że z większym talentem i doświadczeniem....
Ale wracając do domu. Został on zbudowany m.in. z kontenerów towarowych i znajduje się w Pretorii.
Czas na zdjęcia. Wszystkie pochodzą ze strony Dom i Wnętrze, do której link powyżej.
 
Właściciele domu, fot. Elsa Young/House and Leisure/East News

niedziela, 16 lutego 2014

DREAM. BELIEVE. DO. REPEAT.

 
Taki właśnie napis postanowiłam sobie sprawić, jako że z nastrój u mnie troszeczkę ostatnio podupada, a i z motywacją różnie. Typografia stała się niezwykle modna i w sklepach roi się od różnych mniej lub bardziej trafnych mott i cytatów. Napisy można kupić w postaci osobnych liter, na blaszanej zardzewiałej tabliczce, na  kawałku spróchniałej deski, na szkle albo folii samoprzylepnej. Do wyboru, do koloru. No ale jak to, ja miałabym kupować coś gotowego i tak banalnie prostego w wykonaniu? ;)
 
Jak się potem okazało, wcale nie takie proste i wymagające duuuuużo cierpliwości. Nie obyło się bez pomocy i cierpliwości szanownego małżonka.....Najważniejsze, że jestem zadowolona z efektów.
 
Pracę rozpoczęłam od wyszukiwania cytatu. Poszło szybko.
Następnie pomalowałam na czarno farbą w sprayu zalegające w domu podobrazie sporych rozmiarów.



pomalowanie podobrazia farba w sprayu

sobota, 15 lutego 2014

PIÓRKA DIY

Inspiracją do wykonania tej pierzastej ozdoby były niesamowite kapelusze kameruńskich kapłanów, zwane juju. Na pewno wiele/wielu z Was się z nimi zetknęło. Nawet nie próbowałam odtworzyć oryginału, widziałam już w Internecie sporo takich prób zakończonych klęską, po prostu chciałam ozdobę na ścianę wykonaną z piór w jednym kolorze. Uważam, że oryginalne juju są "niepodrabialne", i póki co umieszczam je na liście marzeń (ceny niestety są zaporowe). 
Tak się prezentują moje skromne piórka na ścianie:
 

 
 

niedziela, 2 lutego 2014

NOWY ROK, NOWE GRATY

 
Witam po kolejnej długiej przerwie. Po pierwsze, mam pytanie: czy Wam również w 2014 czas leci dwa razy szybciej? Ja mam wrażenie, jakby mi ktoś przyśpieszył wszystkie zegarki....  Ani się nie obejrzałam, a już minął miesiąc nowego roku.... Trochę mnie to przeraża....
Po drugie, nie mam w zwyczaju robić postanowień noworocznych, ale wraz ze zmianą cyfry w dacie lubię zmieniać przestrzeń wokół mnie. Zresztą, robię to przez cały rok... Tym razem padło na strefę wydzieloną do pracy, czyli domowe mini-biuro. Chciałam okiełznać tęczowy chaos. I wzięło mnie na black & white :)
Nad biurkiem miałam taką sprytną ramkę kupioną w sklepie sieciowym DEPOT:
 
źródło / link do sklepu
 
 
Teraz prezentuje się tak:
 
 
 
 
Początek roku sprzyja wyprzedażom, którym trudno się oprzeć. Pochwalę się zatem moimi nowymi zdobyczami.
Poszewki z moim ulubionym wzorem:
 

 
 
Stolik w stylu marokańskim za śmieszne pieniądze. Tak mi się podobał, że przez 3 dni nie mogłam zdecydować gdzie go postawić.....
 


 
Póki co, wylądował w przedpokoju:
 
 



Znalazłam w jednej z gazet zabawne grafiki. Ramki ręcznie "upgradowane"   - doklejone wstążki wpasowały  się w kuchenne klimaty. Czyli kuchnia nie uniknęła noworocznych przemian, a będzie ich jeszcze więcej. Od nowego roku jestem również szczęśliwą posiadaczką maszyny do szycia, a zatem będzie się działo ;) Tylko nie zdawałam sobie sprawy, ile cierpliwości wymaga szycie...... Tymczasem się uczę, wykrzykując przy okazji niezliczoną ilość przekleństw we wszystkich znanych mi językach.....


 
 
 
Nad biurkiem zawisła również motywująca grafika, hasło oczywiście znalezione w internetach, a napis stworzony przeze mnie w GIMPie. Jednak raczej zmienię niebawem ten majtkowy róż w tle na jakiś szary...... Jeśli się komuś podoba, zapraszam do ściągnięcia poniżej :)
 
 
 


 
Wciąż jestem w trakcie innych projektów, w tym krawieckich, i postaram się regularnie zamieszczać efekty. Tymczasem pozdrawiam wszystkich, którzy mimo długich przerw nadal tu zaglądają ;)