czwartek, 17 maja 2018

Tęsknota za latem. Pocztówki z wakacji.


Dawno nie było tutaj nic z cyklu podróży. Tęskno mi trochę za latem i urlopowym relaksem, dlatego postanowiłam przywołać wspomnienia z ostatnich wakacji. Byc może ktoś z Was planuje akurat podobną podróż tego roku i skorzysta z naszych doświadczeń.
Celem była tym razem Chorwacja. Trochę obawialiśmy się jak zniesie ten wyjazd nasz 1,5 roczny wówczas szkrab, ale Bruno okazał się urodzonym podróżnikiem :)
Naszym środkiem transportu był samochód i zaplanowaliśmy dwie różne trasy na podróż tam i z powrotem, aby jak najwięcej zwiedzić po drodze. Wyjeżdzaliśmy z Niemiec w nocy, aby na rano być w pierwszym z planowanych miejsc. Do Chorwacji jechaliśmy przez Włochy, a naszym pierwszym przystankiem była cudowna Bolonia. Nocleg w Hotelu Imperial zarezerwowalismy wcześniej przez booking.com. Hotel bardzo przyzwoity i czysty, z miłą obsługą. Bolonia mnie zauroczyła swoim śródziemnomorskim klimatem: ciepłe barwy wokół, miejski zgiełk pulsujący bez ładu i składu, dobre jedzenie na każdym kroku, naznaczone historią budynki. W większości włoskich miast czuję sie jak w domu, i w Bolonii również tą swojskość poczułam, mimo że byliśmy tam tylko jeden dzień... 
Następnego dnia pojechaliśmy do San Marino, które pamiętałam sprzed wielu lat i zawsze chciałam tam wrócić. To bardzo urokliwe państwo-miasto położone jest na wzgórzu i jedyna rzecz jaka mnie trochę niepokoiła to spora ilość schodów do pokonania (bylismy z wózkiem). Okazało się jednak, że San Marino stało się bardzo przyjazne osobom niepełnosprawnym i rodzicom z małymi dziećmi. System wind świetnie sie sprawdził.  Po obiedzie wyruszyliśmy na spacer wąskimi uliczkami, akurat trwał festiwal średniowieczny i po godzinie zaczęliśmy nienawidzić dźwięku flecików i innych piszczałek. W międzyczasie dziecię, które dopiero co nauczyło się chodzić, wywinęło orła na kocich łbach i zalało sie krwią (na szczęście okazało sie, że to tylko lekko przygryziona warga, a empatyczni Włosi, natychmiast podarowali nam cały wór lodu do okładów). San Marino jest urocze, zadbane i baaaardzo turystyczne. W sam raz na jeden dzień. Słynie też z produkcji rozmaitych alkoholi. W jednym ze sklepików od wielu lat sprzedaje sympatyczny Polak. Pod koniec naszej wizyty udaliśmy sie do Urzędu Turystyki San Marino w celu wbicia pierwszej pamiątkowej wizy do paszportu Brunka. Następnie, zaopatrzeni w trunki ruszyliśmy w stronę Ankony. 
Z tamtejszego portu odpływał nasz prom do Chorwacji. Polecam tę formę transportu, płynie się nocą, można zatem się wygodnie wyspać, albo skorzystać z barów i innych atrakcji na promie, jak na przykład sklepy z perfumami w fantastycznych cenach. Bilety należy rezerwować sporo wcześniej, zwłaszcza w szczycie sezonu. My mieliśmy kabinę wewnętrzną z łazienką, darowalismy sobie widok na morze, bo i tak płynęliśmy nocą. Włoska "punktualność" nie zawiodła i nasz prom miał dwie godzinki spóźnienia. Sam wjazd już był niezłą komedią. Pokrzykiwania i gwizdki włoskiej załogi, auta jadące jak chcą, turyści snujący się po parkingu niczym dzieci we mgle... W takich momentach mam zawsze w głowie zdanie "na początku był chaos". Wyłoniliśmy się z chaosu dopiero po dłuższym czasie, gdy po męczącym błądzeniu po licznych schodach z dzieckiem i tobołami pod pachą znaleźliśmy swoją kabinę (kiepskie oznaczenia i nikogo kto wskazałby drogę...). Obawiałam się trochę objawów choroby morskiej u najmłodszego uczestnika, lecz tenże uczestnik po obaleniu butli mleka spał lepiej niż kiedykolwiek i gdziekolwiek. Rano przywitała nas Chorwacja...

libreria
Księgarnia z klimatem w Bolonii

dwie wieże
Słynne bolońskie wieże, stare miasto

La Repubblica di San Marino
San Marino

porto di Ancona
Ankona, port

Chorwacja to dość popularny kierunek wśród polskich turystów, na jej temat napisano w Internetach wiele, więc nie będę sie zagłębiać w charakterystykę tego kraju. Cytując klasyka "Chorwacja jaka jest każdy widzi" - niech zatem przemówią zdjęcia poniżej. Skupię się jednak na niektórych organizacyjnych aspektach. Nasz prom przypływał do Splitu (po drodze zatrzymywał się na Wyspie Hvar). Stamtąd czekała nas jeszcze droga na południe i kolejna, tym razem krótka przeprawa promem. W Splicie zatrzymaliśmy się na obiad, pierwsze wrażenia na chorwackiej ziemii były bardzo pozytywne. Świetna knajpka z widokiem na morze, przemiła obsługa, przyzwoite ceny. Miejscowość Trpanj, w której mieliśmy zarezerwowany dom, znajduje się na Półwyspie Pelješac i najszybciej (teoretycznie) jest dotrzeć tam promem z Ploče. O ile autostradą jechało się sprawnie i szybko, to niestety gigantyczna kolejka na prom w pełnym słońcu nieco ostudziła nasz entuzjazm. Zapanował chaos, tym razem bałkański, i brak informacji. Po dotarciu do celu nastrój nam się poprawił - miejsce było cudowne. Domek nieco zaniedbany (właściciele mieszkają w Kanadzie i przyjeżdżają tam tylko latem), ale z wystarczającymi wygodami, a do tego bliskość morza, duży taras oraz urokliwe miasteczko sprawiły, że zapomnieliśmy o zmęczeniu. Nieco później dotarli do nas nasi współtowarzysze, którzy jechali z Polski. Spotkaliśmy się z nimi w kolejce na prom, jednak oni przegrali walkę z chaosem i na prom nie wjechali (zamknięto im wjazd dosłownie przed nosem). Trpanj to mała mieścinka, i nawet w szczycie sezonu nie było tam tłumów turystów. Najbardziej oblegana była plaża w centrum, ale do wyboru było w okolicy mnóstwo innych o wiele atrakcyjniejszych plaż, w tym piękna piaszczysta Divna. Lokalne sklepiki oferowały tylko podstawowe produkty, słabo było np. z warzywami, no i był też problem z pampersami:) W sklepach z "pamiątkami" koszmarny kicz jak prawie wszędzie, i masa plastikowej tandety, na widok której naszemu dziecięciu świeciły się oczka... Połowa zakupionego tam badziewia nie dotrwała nawet do końca wakacji. Przez dwa tygodnie wygrzewaliśmy się w słońcu i moczyli w wodzie, czasem coś zwiedziliśmy (koszmarnie drogi i gorący jak piekło Dubrovnik, przeurocza Korcula). Bardzo wysokie temperatury (byliśmy na początku sierpnia, rekordowe ponoć upały) uniemożliwiały wysoką aktywność fizyczną. Nieco rozczarowała nas kuchnia chorwacka, która w porównaniu np. z włoską wydała nam się nieco monotonna. Nie trafiliśmy też na dobre wino. Jednak wakacje były bardzo udane i bardzo inne od poprzednich - tym razem w trójkę, z małym ciekawskim szkrabem, który z ogromną radością i odwagą odkrywał z naszą pomocą nowy świat... Dlatego też, mimo iż nie na pełnym relaksie, to jednak były to wakacje wyjątkowe.
Dubrownik

Dubrownik

Dubrownik
Dubrownik


Korcula

Korcula
Trpanj

Trpanj

Trpanj
Tutaj postanowiłam zakończyć narazie tą opowieść. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w niezykłym miejscu, i było ono na tyle wyjątkowe, że zasługuje na osobny post.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz :)