sobota, 13 lutego 2016

Nowa kuchnia - rewolucji ciąg dalszy


Kiedy ktoś bierze się do rewolucji, winien wiedzieć, że łatwo ją rozpętać, ale trudno zażegnać - H. G. Riqueti de Mirabeau


I oto pewnego dnia nadszedł czas na naszą małą prywatną kuchenną rewolucję. No... nie taką małą... Faktycznie, z rozpętaniem jej nie było problemu, ale jak zwykle trudno było przewidzieć jej koniec... 
Kuchnia, jak wszystko zresztą, wymagała całkowitej metamorfozy, łącznie z wypruciem flaków, przerobieniem instalacji elektrycznej i hydraulicznej, skuciem płytek ściennych i podłogowych. Generalnie plan był taki, aby kuchnia-tramwaj przemieniła się kuchnię funkcjonalną i miłą dla oka. Jej niewielkie gabaryty wcale nie ułatwiały zadania.
Oto jak wyglądał tramwaj w momencie wprowadzenia się do naszego lokum:


Dwa rzędy szafek po obu stronach z fikuśnymi półeczkami i frontami w brudnoniebieskim kolorze, do tego nieco zużyta już podłoga, która zawsze wyglądała na brudną. 
To nie tak, że ta kuchnia nie nadawała się do niczego. Sprzęty działały, zapasy było gdzie schować i na czym ugotować. Jednak wiedzieliśmy, że prędzej czy później przyjdzie na nią czas. Pomiędzy kuchnią a całą nowiutką pachnącą resztą byłaby ogromna przepaść. Jednak ze względu na duże koszty remont kuchni zostawiliśmy na sam koniec. W międzyczasie miał miejsce tylko niewielki lifting: zmiana koloru frontów i wymiana uchwytów. O tym możecie przeczytać więcej tutaj


Przypomnę tylko, że fronty malowałam natryskowo, a poniżej widać efekt tej małej metamorfozy:



Przez wiele miesięcy funkcjonowaliśmy w takiej zliftingowanej kuchni, w międzyczasie zaczęła tu i ówdzie odłazić tapeta, zlew był coraz bardziej poplamiony różnymi farbami (remont trwał pełną para, a gdzieś pędzle trzeba było myć), podłoga stawała się coraz bardziej poprzecierana. Ale nikt się tym nie przejmował, bo w naszej głowie już krystalizował się plan na nową kuchnię. Bez okropnych tapet i płytek, z funcjonalnymi meblami i dobrym oświetleniem. I wreszcie, po uporaniu się z wszystkimi innymi pomieszczeniami przyszedł na nią czas. Najpierw tradycyjnie nastąpiła demolka. 
Po wyniesieniu jednego rzędu mebli naszym oczom ukazał taki oto widok:




Wtedy przekonaliśmy się, że pomysł ustawienia mebli w kształcie L był jak najbardziej słuszny. Pomieszczenie wydało się optycznie większe i nie wchodziło się już do niego jak do tramwaju, ale jak do "normalnej małej kuchni". No i mogło się spełnić moje marzenie o zlewie pod oknem :) 
Wyniesienie gratów z kuchni zapoczątkowało bardzo trudny etap naszej egzystencji. W innej sytuacji można by było po prostu przez następne dni żywić się pizzą i kebabem. Niestety, w moim stanie, i w dodatku przy diecie cukrzycowej nie było to możliwe... Dlatego też część kuchni, łącznie z kuchenką elektryczną, została przeniesiona do...salonu (taaaak, dokładnie dziś salon został drugi raz z tego powodu pomalowany). Nie pytajcie jak gotuje się bez bieżącej wody pod ręką, ani jak było z myciem naczyń... Opuśćmy na to zasłonę milczenia.
Poooooowooooooliiiiiiii kuchnia nabierała nowych kształtów:



Kilka słów o meblach kuchennych. Przejrzeliśmy wiele ofert różnych firm. Początkowo marzyła mi się granatowa kuchnia z marmurowym jasnym blatem. Koszty takiego projektu sprowadziły mnie na ziemię. W dodatku granat, kolor bardzo niepopularny wśród producentów kuchni, wreszcie znaleziony, na żywo okazał się mało atrakcyjny. Dlatego też zdecydowaliśmy się na Ikeę. I naprawdę nie żałujemy. Meble ładnie się prezentują, świetnie się je czyści i wreszcie mam w kuchni dużo szuflad, które bardzo lubię. Projekt zrobiliśmy sami na ikeowej stronie, potem jedynie skonsultowaliśmy go z pracownikami sklepu. Sprzęt AGD kompletowaliśmy stopniowo, szukając najkorzystniejszych ofert przez Internet. Brakuje jeszcze okapu nad kuchenką, ale mamy już upatrzony model. Lodówka, piekarnik, zmywarka i płyta indukcyjna na razie spisują się świetnie i na chwilę obecną mogę te modele polecić z czystym sumieniem (zainteresowanych odsyłam do listy na końcu posta).
Kolorystyka kuchni to szarość, kontrasty czerni i bieli oraz mosiężne dodatki. W przyszłości pojawi się pewnie coś w innych kolorach. W planach są również drzwi przesuwne na wymiar i być może farba tablicowa.
Przestrzeń pomiędzy blatem a szafkami postanowiliśmy pokryć betonem, którego zostało nam sporo po rewolucji w łazience. Póki co sprawdza się świetnie, przeżył m.in. opryskanie papką szpinakową, sosem pomidorowym i sernikiem. Podłoga jest ta sama co w pozostałych pomieszczeniach (prócz łazienki), co pozwoliło uniknąć progów i moim zdaniem ładnie i spójnie wygląda oraz komponuje się z resztą mieszkania. Wbrew pozorom, jasna podłoga w kuchni nie jest wcale taka kłopotliwa, trzeba ją myć jak każdą inną. 
A teraz czas na część wizualną. Kuchnia jest tak malutka, (niecałe 8m2), że naprawdę trudno w niej zrobić zdjęcia, a co dopiero gdy ma się z przodu wielki balon lubiący wchodzić w kadr ;) Dlatego wybaczcie, nie będzie spektakularnych ujęć.










I na koniec tradycyjnie porównanie "przed i po":


Dla zainteresowanych lista zakupów:
Meble: IKEA, fronty BODBYN
Zlew: IKEA HÄLLVIKEN

Bateria: IKEA GLITTRAN
Lodówka: Gorenje model RK 60359 OBK
Płyta indukcyjna: Electrolux model EHI 6540 FOK
Piekarnik: Gorenje seria Classico, model BO73CLB
Zmywarka: BOSCH, model SBE63N20EU SuperSilence
Kinkiety: kupione w castoramie, seria Colours, model Waverley 1 X 50 W GU10
Lampy sufitowe LED kupione na Amazon
Roleta rzymska: Dekoria, seria Comics