Przed rozpoczęciem lektury tego posta proponuję odpalić poniższy link. To będzie doskonałe tło muzyczne. Co prawda piosenka kolumbjska, nie meksykańska, ale stała się swoistym hymnem tej imprezy.
Zgodnie z meksykańską tradycją na imprezie nie zabrakło las ofrendas oraz kostiumów inspirowanych postacią La Calavera Catrina. Były też stoiska z meksykańskim rękodziełem, czaszkami z cukru i różnymi figurkami. Przez te kolory, które kocham, dopadł mnie oczopląs, i na koniec kupiłam tylko plakat z imprezy. Pokażę, jak tylko zawiśnie na ścianie;)
A teraz kilka słów wprowadzenia. Zarówno sama śmierć jak i zmarli, otaczani kultem już w czasach prekolumbijskich, zajmują bardzo ważne miejsce w kulturze meksykańskiej. Dzisiejszy kult śmierci to połączenie pradawnych wierzeń i religii katolickiej. Spersonifikowana Santa Muerte, czyli Święta Śmierć, spełnia najrozmaitsze prośby i życzenia, a przecinając swą kosą cieniutką nić życia, pomaga przejść do innego świata. Meksykanie nie boją się śmierci, ponieważ nie oznacza ona końca istnienia. Ze zmarłymi można się kontaktować, a najodpowiedniejszym do tego czasem jest Święto Zmarłych. Meksykanie stawiają wtedy na grobach kolorowe kwiaty i ozdoby, częstują swoich nieżyjących bliskich smakołykami, na grobach dzieci pojawiają się zabawki, a na grobach dorosłych tequila, niektórzy nawet przynoszą poduszki i okrycia, aby zmarli mogli sobie wypocząć po długiej podróży z zaświatów........ W domach i innych miejscach ustawia się las ofrendas, czyli kolorowe "ołtarzyki" ze zdjęciami zmarłych, symbolami religijnymi, świecami, kwiatami, jedzeniem. Zmarłym przodkom "oferuje się" nie tylko coś dla ducha, ale również dla ciała. A wszystko musi błyszczeć i pulsować kolorami. Przygotowania do tego święta trwają miesiącami - w końcu spodziewani są bardzo wyjątkowi goście, czyli dusze zmarłych.
Oczywiście podobna ofrenda pojawiła się również w Stuttgarcie. Niestety sfotografowana w wieczornym świetle traciła swe kolory, dlatego zamieszczam zdjęcie ze strony organizatorów imprezy w świetle dziennym:
La ofrenda, źródło |
Podczas gdy liczne tradycje związane ze Świętem Zmarłych w Meksyku są bardzo stare, wspomniana już wcześniej Catrina jest stosunkowo nowym symbolem tego święta. Po raz pierwszy została uwieczniona na początku XX wieku przez meksykańskiego rysownika i ilustratora, Jose Guadalupe Posada. Przedstawił on szkielet kobiety ubrany w szykowny kostium w stylu europejskim. Catrina pierwotnie była karykaturą ówczesnych zamożnych kobiet, wstydzących się swych indiańskich korzeni, pudrujących swe twarze na trupiobiały kolor i noszących europejskie suknie. Szybko jednak stała się symbolem śmierci.
źródło |
Na imprezie pojawiły się liczne wcielenia Catriny, oraz jej towarzyszy - elegancko ubranych panów z trupim makijażem. Oto jak prezentowali się finaliści konkursu na najlepsze przebranie:
Przez całą imprezę towarzyszyła nam muzyka na żywo. W krótkich przerwach między koncertami poszczególnych wykonawców można było uzupełnić płyny w jednym z barów, albo spróbować meksykańskich tacos. Oczywiście w blasku świec.
Na początku na scenie pojawili się Mariachi - czysty folklor. Ich występ zrobił na mnie ogromne wrażenie i wprowadził w meksykański klimat.
Potem dołączyły do nich tancerki Las Adelitas Tapatias. Na zdjęciu wyglądają trochę jak duchy..... (dobra, przyznaję się, nie potrafię robić zdjęć w ciemnościach).
Następnie na scenę wkroczyli Los Santos. Też ciekawy klimat - meksykańskie ballady z kowbojską nutą, wszak te dwie kultury ze względów geograficznych się przenikają. Zagrali też El Canoero (link u góry, w innym wykonaniu). Niestety drugą część występu zepsuła trochę fałszująca wokalistka :(
Buty pana z Los Santos zasługują na odrębne zdjęcie.
Gwiazdą wieczoru byli Los Skeleteros, czyli jak sami siebie określają - "mariachi punk". Zanim pojawili się na scenie, widownia obejrzała na ekranie ich historię - według legendy trzej chłopcy kochali muzykę, która była całym ich życiem. Gdy zmarli, ich instrumenty nie przestały grać. I tak, mimo iż są nieżywi, grają do dzisiaj. Grali niewiarygodne wręcz covery w punkrockowych aranżacjach, np. La Bamba, Besame mucho, La Vida Loca R. Martina, jednym słowem same latynoskie hiciory :) A wszystko z ogromną energią i humorem.
W pewnym momencie na scenie pojawiła się piękna tancerka burlesque - Violetta Poison. Jej występ, choć bardzo nasyony erotyzmem, nie przekraczał jednak granic dobrego smaku.
Kolejny meksykański akcent - zawodnik wrestlingu Captain Karachoo. Pływał na pontonie w rytm Vamos a la playa :)
Po tym jak popłakałam się z śmiechu widząc kapitana "pływającego" po falach publiczności, a następnie rzucającego w nią dmuchanymi piłkami, nastąpiła chwila refleksji. Zapłonęły zimne ognie na cześć tych, którzy odeszli........
Muszę przyznać, że podobało mi się takie meksykańskie świętowanie - bez epatowania symbolami religijnymi, ale za to z "oswojoną" kolorową śmiercią. Uwierzcie, że mimo "zabawowej" atmosfery myślałam o nieżyjących bliskich. Nie chcę nic ujmować naszej rodzimej kulturze, która jest bogata i wspaniała. Jednak Wszystkich Świętych w Polsce widzę niestety tak, jak to przedstawia poniższy obrazek (znaleziony w otchłani internetowej).
Widać, że impreza się udała, tak żywo i ciekawie ją opisujesz! Podoba mi się to nastawienie, choć lubię też nasza zadumę. Zdjęcia uważam za bardzo udane, a przecież niełatwo w takich warunkach o dobre ujęcia. To impreza na której też chętnie bym się znalazła. A ostatni obrazek - naga prawda! :)
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Dziękuję :) Zapraszam w takim razie za rok do Stuttgartu :) !!!
UsuńJak zwykle skromna....Zdjęcia doskonale obrazują atmosferę tej imprezy, do tego Twój komentarz. Pokazałaś jak fajnie można wspominać zmarłych. No i ten kontrastowy rysunek na końcu!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję anonimku ;) Nie mogłam się oprzeć temu rysuneczkowi.
UsuńCzekałam na ten opis, fajnie jest dowiedzieć się jak takie święto wygląda w innej kulturze... U nas to może wygląda jak na tym ostatnim obrazku ale w końcu możemy sami reprezentować bardziej przyzwoite zachowania :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, możemy dawać inny przykład. Jednak czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy z naszych zachowań. Pewnie sama przestawiałam te znicze po sto razy ;) Ten rysunek dał mi tez do myślenia, następnym razem się zastanowię.
Usuń