poniedziałek, 12 października 2015

"Zostaw pistolet, weź cannoli" czyli moje wspomnienia z Sycylii. Część I.

trinacria
Trinakria, nieodłączny symbol Sycylii, znany już w czasach starożytnych, nawiązujący do mitologii oraz trójkątnego kształtu wyspy.

Zatęskniłam za latem, słońcem i wakacjami. Tego roku, z powodu remontu, zrezygnowaliśmy  z dalekich podróży. Mam nadzieję, że w przyszłym uda się to nadrobić.  Na szczęście mam zdjęcia i wspomnienia, które poprawiają nastrój i pozwalają odetchnąć nieco od jesiennej rzeczywistości i od niekończącego się remontu.  I tymi wspomnieniami chciałabym się z Wami dziś podzielić w ramach cyklu KOLOROWE PODRÓŻE. Sycylisjkich wspomnień jest sporo, zatem aby nie przynudzać, podzieliłam je na dwie części. 

        Sycylia była ostatnim punktem po naszej długiej podróży po Italii. Pomimo, iż byłam tam wcześniej wiele razy prowadząc krótkie wycieczki fakultatywne po Taorminie i Mesynie, tym razem było zupełnie inaczej. Bez stresu, pośpiechu, z własnym samochodem i pragnieniem zboczenia z tras najczęściej uczęszczanych przez turystów.          
   Wakacje na Sycylii polecam każdemu, bo naprawdę drugiego takiego miejsca na Ziemi nie znajdziecie. Sycylia, największa wyspa Morza Śródziemnego, zwana Wyspą Słońca, przygarnie każdego przybysza z otwartymi ramionami, oferując ostentacyjnie piękne, zróżnicowane krajobrazy, dzikie plaże, bogatą historię, tysiące legend i tajemniczych opowieści, dojrzewające w pełnym słońcu plony i gościnność mieszkańców. Trzeba tylko poddać się charakterystycznemu, sennemu sycylijskiemu rytmowi i chłonąć atmosferę. Mimo iż Sycylia leży w Europie, będąc tam od razu czuje się powiew czegoś nam nieznanego, tajemniczego, egzotycznego. Przyznają to zresztą sami Sycylijczycy. Wspaniale oddają to słowa wybitnego pisarza, Giuseppe Tomasi di Lampedusa, zaczerpnięte z powieści Lampart:

My, Sycylijczycy, przywykliśmy od dawien dawna do hegemonii władców, którzy byli innego niż my wyznania, nie rozumieli naszego języka; przywykliśmy dzielić włos na cztery części. Gdybyśmy przyjęli inną postawę, nie byłoby dla nas ratunku wobec bizantyjskich poborców, berberyjskich emirów, wicekrólów hiszpańskich. To musiało wyryć swoje piętno i tacy już jesteśmy. (...) Chcę powiedzieć panu w tej chwili coś, co zrozumie pan dopiero po rocznym pobycie wśród nas. Na Sycylii nie ma znaczenia, czy robi się źle, czy dobrze: grzech, którego my, Sycylijczycy, nie wybaczamy nigdy, to po prostu to, że się w ogóle coś robi. Jesteśmy starzy,

panie Chevalley, bardzo starzy. Co najmniej od dwudziestu pięciu wieków nosimy na barkach ciężar obcych nam cywilizacji. Wszystkie one pochodziły z zewnątrz, żadna nie była przez nas poczęta, żadnej nie daliśmy własnej nazwy; jesteśmy biali jak pan, jak królowa angielska, a jednak od dwóch tysięcy pięciuset lat jesteśmy kolonią. Nie mówię tego po to, żeby się skarżyć, to nasza wina. Ale jesteśmy zmęczeni, wyczerpani.(...)

Wspaniałym początkiem przygody jest już sama podróż na Sycylię, na którą, póki co, można się dostać tylko i wyłącznie drogą morską, przepływając pomiędzy dwoma mitycznymi potworami, Scyllą i Charybdą. 


Widok z promu oraz majestatyczna Etna

Najkrótsza droga prowadzi z Villa san Giovanni do portu w Mesynie. Mam ogromny respekt do tego miasta, które naprawdę wiele wycierpiało w swojej historii, będąc całkowicie zrównane z ziemią podczas trzesięń ziemi i bombardowań w czasie II wojny światowej. Mimo iż dzielnica portowa nie wygląda zachęcająco, warto zatrzymać się w Mesynie choćby na kilka godzin, dotrzeć na Piazza Duomo (Plac Katedralny), zobaczyć pięknie odbudowaną katedrę i dzwonnicę z ruchomym zegarem, a następnie udać się na prawo od katedry na Via I Settembre, do niepozornej cukierni Pasticceria del Duomo. To jest raj dla amatorów słodyczy. Jadłam tam najlepsze ciasteczka migdałowe  w życiu. No i oczywiście niezrównane cannoli. To rurki waflowe nadziewane kremem z sera ricotta i posypane prażonymi migdałami. Znane, choćby z nazwy, wszystkim maniakalnym fanom Ojca Chrzestnego. Co tam pistolety, zabójstwa, porachunki, najważniejsze są cannoli ;)
Jeszcze kilka słów o tym specjale. Podobno cannoli były znane jeszcze przed naszą erą, sam Cyceron pisał o słodkich "tubus farinarius" zachwycając się ich wyrafinowanym smakiem. Dzięki swej fallicznej formie były one niezwykle popularne podczas karnawału. Inna legenda nawiązująca do ich kształtu głosi, iż podczas panowania arabskiego na Sycylii, kobiety z haremu na terenie dzisiejszej Caltanisetty ( z arabskiego Kalt el Nissa znaczy "pałac kobiet"), przygotowywały ten przysmak, aby przypodobać sie swemu sułtanowi i tym samym dać do zrozumienia, iż doceniają jego męskie walory... Cannoli z Caltanisetty do dziś cieszą się dużą renomą. Kształt kształtem, moim zdaniem liczy się niepowtarzalny smak, który kojarzy się niezmiennie z Sycylią.

Cannoli siciliani oraz charakterystyczne owoce z marcepanu, wszystko słodkie jak diabli, ale pyszne


Dla wytrwałych polecam tez spacer pod górę do Sanktuarium Montalto (widać je z Piazza Duomo), skąd rozpościera się niesamowity widok na Mesynę, port i cieśninę.

Z Mesyny jest już tylko 50km do Taorminy, uroczej, aczkolwiek zatłoczonej przez turystów niewielkiej miescowości na wzgórzu Monte Tauro (stąd nazwa: Taurmina w dialekcie sycylijskim).

Urokliwe sklepiki, barokowe balkoniki - Taormina

W Taorminie można przysiąść w każdej chwili, miejsca jest pod dostatkiem. Można, tak jak ja, na murku, albo też w najbardziej snobistycznym barze w mieście o mało włoskiej nazwie Wunderbar. Jest też niezliczona ilość kawiarni, lodziarni i restauracji.

Trzeba przyznać, że mieszkańcy mają rękę do kwiatów. Roślinnośc też korzysta z niezwykle żyznej wulkanicznej gleby, co widać na każdytm kroku.


Po lewej magiczna fontanna. Według legendy, kto napije się z niej wody, z pewnością powróci do Taorminy. U mnie działało przez kilka lat z rzędu, byłam tam prawie co tydzień :) Będąc ostatnim razem, też oczywiście wody się napiłam. Po lewej najsympatyczniejszy właściciel sklepu z lokalnymi produktami w całej Taorminie. Uwielbiam  sprzedawane tam wino migdałowe - sycylijski specjał, i kanapki, które ten pan przyrządza osobiście dla swoich klientów.
 Taormina, pomimo swojej popularności, nie jest na mojej top liście sycylijskich miasteczek. Od lat bardzo modna (niegdyś kurort dla arystokracji), wręcz snobistyczna, przyciągała największe sławy ze świata sztuki i literatury, będąc natchnieniem dla wielu z nich. Osobiście widzę w dzisiejszej Taorminie zbyt wiele komercji i blichtru, swoistej działalności "pod turystów", sklepiki znanych marek odzieżowych z wiecznymi "wyprzedażami" (wierzcie mi, te same ceny są przez cały sezon!), tandetne pamiątki i absurdalne ceny, zwłaszcza w samym jej centrum, czyli na deptaku Corso Umberto. Takich sklepików jak ten ze zdjęcia tam niewiele, ale właśnie dla nich wracam w to miejsce. Z pewnością nie można też odmówić Taorminie uroku i tego, że wygląda "jak z obrazka".

Pierwszego dnia pobytu na Sycylii naszym celem była inna znana miejscowość Cefalù, gdzie mieliśmy zarezerwowane noclegi. Kolejny raz pomocny okazał się booking.com, na którym udało się znaleźć mini apartament z tarasem, łazienką, aneksem kuchennym oraz parkingiem w baaardzo przyzwoitej cenie. Okazało się, że leży bardzo na uboczu, nawigacja zgłupiała, a my po dłuższym bezsensownym krążeniu zadzwoniliśmy do przemiłej właścicielki, która nas oświeciła. Miejsce okazało się niezwykle urokliwe, był to dom na wzgórzu, z którego roztaczał się widok na morze. 


Cefalu', niewielka miejscowość położona u stóp wzgórza. Jej początki sięgają już V w. p.n.e. Obecnie nad miastem górują wieże katedry z czasów normańskich.

Dobrą pora na zdjęcia był wczesny ranek, jeszcze przed wschodem słońca. Jak widać, bar juz otwarty i są w nim pierwsi klienci. Po prawej pusta uliczka z drzewkami oliwnymi.

Wczesny ranek, miasto jeszcze śpi.

Wschód słońca

Widok na morze z murów miejskich, miasto z oddali oraz tablica z miejsskiego cmentarza, a na niej znaczące słowa: "Przychodzimy żywi by odwiedzić zmarłych, zanim śmierć przyjdzie z wizytą do nas."



Cefalù, mimo iż podobnie jak Taormina zaludnione było turystami, od razu przypadło mi do gustu. Wystarczyło się troszkę oddalić od centrum, albo wybrać nietypową porę zwiedzania, a tłumy znikały. No i w okolicach było mnóstwo mało uczęszczanych plaż i miejsc do zwiedzenia, w tym położone nieopodal Palermo - stolica Sycylii. Ale o tym następnym razem...





3 komentarze:

  1. Mój komentarz brzmi: zazdroszczę takiej wyprawy!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To proszę się też na taką wyprawę wybrać :) Tylko nie w sierpniu, bo upał zabija i pewnie są tłumy.... Pozdrawiam

      Usuń
  2. Miasto jeszcze śpi a Ty już na polowaniu z aparatem fotograficznym. Warto było wcześniej wstać. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz :)