źródło zdjęcia: http://www.ebay.co.uk/ |
Dziś pozostaniemy w temacie okołobudowlanym, bo chciałam podzielić się z Wami mą skromną wiedzą na temat malowania metodą natryskową. Metoda ta kojarzy się przede wszystkim z lakierowaniem samochodów, jednak uwierzcie, świetnie się również sprawdza przy malowaniu mebli, ścian oraz różnych innych powierzchni w domu i na zewnątrz. Jeśli nie satysfakcjonuje Cię kilkugodzinne machanie pędzlem czy wałkiem, marzysz o równej, jednolitej powierzchni "jak z fabryki", wciąż przerabiasz, przemalowujesz i lubisz eksperymentować z nowymi metodami upiększania Twego otoczenia, ten post jest dla Ciebie.
Malowanie natryskowe jest szybkie i wydajne, a jego główną zaletą jest doskonałe krycie i jednolita powierzchnia. Oczywiście, wymaga pewnej wprawy i odpowiedniego sprzętu, ale z pewnością większość osób mających predyspozycje manualne z tą technologią sobie poradzi.
Na czym ono właściwie polega?
Najprościej rzecz ujmując, chodzi o nakładanie farby w postaci drobinek kropelkowych pod wysokim ciśnieniem (podobnie jak spray), za pomocą specjalnego urządzenia zwanego populernie pistoletem natryskowym. Farba (lub lakier) zostaje rozbita na niewielkie krople pod wpływem sprężonego powietrza i wydosyaje się na zewnątrz poprzez małe otwory w dyszy pistoletu. Wielkość kropli oraz siłę strumienia farby można regulować.
A zatem, w przypadku tej metody potrzebujemy odpowiedniego sprzętu: pistoletu oraz kompresora. Im kompresor wydajniejszy (o większej pojemności), tym lepiej. W przypadku większych powierzchni minimum to 50l.
Należę do osób, które przemalowują niemalże wszystko i dość często. Poczynając od ścian poprzez meble, bibeloty, tapicerkę krzeseł, abażury lamp itd. Zanim się czegoś pozbędę, "bo nie pasuje", staram się jakoś dopasować, najczęściej poprzez zmianę koloru. Lubię eksperymentować, toteż postanowiłam spróbować malowania natryskowego. Po przeprowadzce mam to ogromne szczęście, że nareszcie jest miejsce na spory warsztat (wciąż niestety zawalony nierozpakowanymi pudłami, ale jeszcze trochę i Wam go pokażę :), sprzęt również skompletowany, czego chcieć więcej. Na pierwszy poszły fronty mebli kuchennych. Kupiliśmy mieszkanie z wyposażoną kuchnią (meble, sprzęt AGD). Z jednej strony plus, bo uniknęliśmy sporych wydatków na dzień dobry, a z drugiej strony katorga dla oczu, bo urodą ta kuchnia nie grzeszy. Jest też mało funkcjonalna. Dlatego też kiedyś ją wymienimy, lecz póki co musiałam się zadowolić małym liftingiem. Brudnawy niebieski i koszmarne uchwyty postanowiłam zmienić na coś prostego i białego. Poniżej efekty.
A tak wyglądały poszczególne etapy pracy:
- Fronty mebli zostały zdemontowane i przeniesione do warsztatu, następnie dobrze umyte i odtłuszczone benzyną ekstrakcyjną. Nie było konieczności szlifowania.
- Niestety, nowe uchwyty miały inny rozstaw, musiałam zatem zaszpachlować te niepasujące.
- Malowane elementy były ułożone na specjalnych koziołkach, aby mieć do nich łatwy dostęp z każdej strony.
- Malowałam farbą akrylową, którą przy tej metodzie trzeba odpowiednio rozcieńczyć (tutaj metoda prób i błędów).
- Starałam się cały czas trzymać pistolet skierowany prostopadle do malowanej powierzchni, w odległości ok. 15 cm.
- Ważne było nakładanie cienkich wartsw, niestety zanim nabrałam wprawy nie obyło się bez paru zacieków.
- Według wskazówek wyczytanych tu i ówdzie, starałam się przesuwać pistolet mniej więcej z ta samą prędkością, z jaką przesuwałabym pędzel, to pomogło nałożyć farbę równomiernie.
- Poszczególne warstwy wysychały dość szybko, także przy kilkunastu frontach praktycznie nie musiałam przerywać pracy.
- Po zakończeniu malowania bardzo dokładnie umyłam pistolet, dyszę oraz zbiornik na farbę, aby zapobiec jego zatkaniu się.
Uwaga. Nieodłącznym elementem malowania natryskowego jest ogromne pylenie. Wszystko wokół, oraz malującego natychmiast pokrywają mikroskopijne drobinki farby. Dlatego też trzeba zadbać o odpowiedni ubiór (coś, czego nie będzie nam szkoda wyrzucić), nakrycie głowy, rękawiczki oraz maskę. Nawet przy bezwonnych farbach akrylowych wdychanie pyłu jest niewskazane. Malować trzeba w wentylowanym pomieszczeniu (u nas mąż zrobił nawet specjalny wyciąg) lub na zewnątrz (optymalna temperatura to 15 - 25 'C, niska wilgotność i brak wiatru, który może powodować przyklejanie sie różnych świństw do malowanej powierzchni). Na nosie miałam swoje okulary korekcyjne (odmyły się!), jednak dla osób z dobrym wzrokiem polecam okulary ochronne.
A tak to wyglądało w moim przypadku:
Podsumowując, ta metoda malowania ma jak każda inna swoje plusy i minusy.
Do plusów należą:
- Szybkość pracy. Demontaż, szpachlowanie dziur po starych uchwytach i malowanie, montaż i założenie nowych uchwytów zajęło mi dwa dni.
- Znacznie mniejsze zużycie farby niż w przypadku malowania "tradycyjnego". Ponadto farba jest rozcieńczana.
- Brak konieczności szlifowania powierzchni.
- Równomierne krycie bez śladów pędzla czy wałka.
- Twałość powłoki. Malowałam kilka miesięcy temu, meble mają się dobrze. Chociaż to pewnie też zależy od jakości farby, moja nie była jakaś super.
Minusy:
- Konieczność posiadania odpowiedniego sprzętu, który jest kosztowny. Warto najpierw pożyczyć, jeśli jest taka możliwość, zanim się przekonamy do tej metody. Pozwoli to uniknąć niepotrzebnych wydatków (kilkaset złotych).
- Okropny hałas kompresora, łeb pęka. Jeśli jest taka możliwość, to lepiej kompresor ustawić w innym pomieszczeniu.
- Pojemność kompresora znacznie wpływa na wydajność pracy. Gdy jest zbyt mała, musimy robić przerwy, zanim kompresor zdąży ponownie "dobić".
- Zapylenie, co się wiąże z koniecznością zabezpieczenia otoczenia i siebie, oraz odpowiedniej wentylacji.
- Początki mogą być trudne: nieumiejętne trzymanie pistoletu, złe ustawienia kompresora lub dyszy mogą powodować zacieki i plamy farby. Warto popróbować wcześniej różnych opcji.
Na koniec, jeszcze raz efekty mojej pracy. Zaznaczam, że jest to rozwiązanie tymczasowe, chodziło o rozjaśnienie pomieszczenia, bo ta brudna niebieskość, w połączeniu z brązem i plastikowymi listwami "ozdobnymi" i uchwytami była wyjątkowo nieprzyjemna... Kupić musiałam tylko proste uchwyty (najtańsze z Ikei), farbę i sprzęt miałam na stanie.
Mam nadzieję, że moje rady się komuś przydadzą. Pozdrawiam, i do następnego.
Post akurat dla mnie:) Mam ochotę pomalować panele ścienne na klatce schodowej. Niektóre miejsca są trudno dostępne i bez specjalnego rusztowania nie da rady tradycyjnie malować. Pozatym mój lek wysokości troszkę mnie demotywuje aby po jakimkolwiek rusztowaniu skakać :)) Myślałam właśnie o malowaniu natryskowym ale nigdy jeszcze tego nie robiłam.
OdpowiedzUsuńTwoja kuchnia wygląda teraz o niebo lepiej, szkoda że tak mało zdjęć wstawiłaś :) Pozdrawiam
To rzeczywiście może być rozwiązanie w Twojej sytuacji. Popróbuj najpierw jeśli masz możliwość. Z tego co wiem, malowanie Ci nie straszne, więc i z tym dasz radę. Więcej zdjęć kuchni będzie, obiecuję. Ona zasługuje na osobny post.
UsuńW białej kuchni aż się chce coś ugotować :) Ładnie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa pewno nie jest już tak ponuro, ale do ideału jeszcze jej sporo brakuje...pozdrawiam również!
Usuń