piątek, 5 grudnia 2014

Podróż w stronę słońca. Część 4.


Już o świcie 24 sierpnia 79 r. n.e. nad Wezuwiuszem zawisła złowroga chmura. Około dziesiątej dało się słyszeć straszliwy hałas dochodzący jeszcze z wnętrza wulkanu - to mieszanka wulkaniczych gazów szukających swego ujścia i napierających na główny krater pokryty zastygłą lawą. Według niektórych źródeł wybuch nastąpił około południa. Na miasto Pompeje spadł śmiercionośny deszcz kamieni wulkanicznych, a następnie popiołu, który całkowicie przysłonił słońce i pogrzebał żywcem tysiące mieszkańców.  Ci, kórzy zdołali się przed nim uchronić zmarli na skutek zatrucia gazem wulkanicznym, lub pod walącym się w wyniku trzęsienia ziemi i ciężaru popiołu miastem. 


W ciągu trzech dni, trzy miasta położone u stóp Wezuwiusza, Pompeje, Herkulanum i Stabie, przestały praktycznie istnieć. Co więcej, w ciągu setek lat odeszły w zapomnienie. Dopiero w latach 1594-1660, architekt Domenico Fontana, natknął się podczas prac kanalizacyjnych na podziemne ruiny nieznanego miasta. Nie rozpoznał jednak starożytnych Pompejów.

Konkretne prace wykopaliskowe rozpoczęto w 1748 roku, a to co możemy podziwiać dziś, jest głównie zasługą naukowca o nazwisku Fiorelli, który od 1860 roku niestrudzenie pracował nad "ocaleniem" Pompejów, sporządził plan miasta, ponumerował ulice, zrekonstruował niektóre budynki. 

Dziś Pompeje są fenomenem na skalę światową, nie mogliśmy zatem pominąć tego miejsca podczas naszej podróży. 

Wześniej jednak postanowiliśmy wstąpić do Kapui, miasta rzadko odwiedzanego przez turystów, a którego historia brzmiała bardzo interesująco. To właśnie tam rozpoczęło się słynne powstanie niewolników pod wodzą Spartakusa, i tam również znajduje się drugi pod względem wielkości po Koloseum amfiteatr rzymski (tak, wiem, szystkie są drugie pod względem wielkości :)...) oraz Muzeum Gladiatorów, którego byliśmy bardzo ciekawi. 

Zarówno Pompeje, jak i Kapua, znajdują się w południowej części Włoch, w regionie zwanym Kampania. Stolicą regionu jest znany wszystkim, choćby ze słyszenia, Neapol.  Kampania o piękny region o malowniczych plażach, to również ojczyzna pizzy. Musieliśmy zatem opuścić sielską Toskanię, minąć Lacjum i Rzym (celowo, to miasto zasługuje na sporo czasu, miesiąc byłoby mało) i udaliśmy się na "dzikie" południe :)

Podróżując autotradą, z nawigacją, nie trzeba było się wysilać, aby Kapuę odnaleźć. Jednak gdy wjechaliśmy do miasta, nawigacja oszalała, a wraz z nią wszyscy inni uczestnicy ruchu drogowego. 
Po uniknięciu cudem czołowych zderzeń z kilkoma pojazdami, strąbieniu wszystkiego co możliwe i kręceniu się w kółko po mieście, wreszcie trafiliśmy na jakiś ślad prowadzący do amfiteatru. Znak był tylko jeden na początku ;) Amfiteatr położony był nieopodal obskurnego osiedla, a muzeum znajdowało się na jego terenie. Cały obszar był zaniedbany i zarośnięty chwastami, po amfitetarze walały się jakieś deski. Zdjęć z Muzeum Gladiatorów nie mam, gdyż po wejściu do niego dusiłam się ze śmiechu. Dwa, czy trzy manekiny plastik fantastik i lew z tak bardzo przyklapniętą i skołtunioną grzywą, że aż trudno było rozpoznać co to za zwierzę. Tylko wielka kawiarnia na powietrzu była zadbana. No tak, co tam wykopaliska, espresso ważniejsze. 
A oto ruiny słynnego amfiteatru:


Późnym wieczorem dotarliśmy do Pompejów, a następnego dnia rano mieliśmy zaplanowane zwiedzanie wykopalisk. Dla wszystkich z Was, kórzy dopiero planują wizytę w tym miejscu latem, polecam jakieś nakrycie głowy, wysoki filtr przeciwsłoneczny, dużo wody i trekingowe buty. Klapeczki, sandałki czy balerinki zdecydowanie nie nadają się na starożytne drogi ;) Wrażenia z wizyty w Pompejach zrekompensowały nam kapuański niewypał. To miejsce naprawdę warto zobaczyć. Nie będę się już rozpisywać, niech przemówią obrazy :)






Ogromne wrażenie robią odlewy ciał ofiar wybuchu wulkanu. Popioły wulkaniczne szybko zastygały zachowując wewnątrz kształt przedmiotów oraz pogrzebanych żywcem ciał ludzi zwierząt, które z czasem uległy rozkładowi. Fiorelli opracował jednak metodę wykonywania ich gipsowych odlewów. Przez niewielki otwór wlewano po powierzchnię stężałego popiołu gips sztukatorski. W ten sposób powstały odlewy, ukazujące rozmiar tragedii...




Na terenie muzeum całkowicie zrekonstruowano winnicę, również dzięki odlewom gipsowym, które ukazały korzenie roślin. W tej chwili uprawia się tam winogrona według metod z 79 r.n.e. i produkuje się z nich wino, bardzo podobne do tego, jakie pili mieszkańcy Pompejów.



To tyle na dziś. Mam nadzieję, że trochę słońca się przydało w te pochmurne dni. Do następnego!

4 komentarze:

  1. Niesamowita, choć znana historia, świetnie opowiedziana, świetne zdjęcia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, znana, ale myślę, że warto o niej przypominać. Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Byłam w Pompejach, tak to miejsce robi wrażenie, na mnie największe wrażenie zrobiły odlewy ciał ofiar, stałam i patrzyłam i zastanawiałam się jak smutny spotkał ich los.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i komentarz zniknął :( To jeszcze raz:
    Czytałam Twój wpis już jakiś czas temu, ale dopiero teraz nadszedł czas nadrabiania blogowych zaległości.
    Niby historia wszystkim znana, ale opisałaś ją tak ciekawie, że zamarzyłam, żeby się tam znaleźć! Do tego te klimatyczne zdjęcia - naprawdę super. W sumie to wyzwanie przedstawić coś, co wszyscy znają. Tobie się to świetnie udało!
    Byłam w Pompejach wiele lat temu i podpadło mi wtedy, że nowe Pompeje są ... brzydkie i mocno kontrastują z tymi uśpionymi antycznymi.... Pamiętam, że się tam strasznie schodziliśmy i żar się na nas z nieba lał. ;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz :)