Dziś jeden z moich ulubionych tematów, czyli przerabianie starych mebli. Tym razem pod pędzel poszedł stolik na kółkach, który w momencie zakupu był w naprawdę opłakanym stanie. Jednak można było dostrzec potencjał w jego prostej formie i metalowych, gdzieniegdzie zardzewiałych kółkach.
Nadarzyła sie też okazja, aby wypowiedzieć się na temat produktów Annie Sloan. Zamówiłam sobie pakiet zawierający kilka kolorów w różnych pojemnościach oraz obydwa woski: jasny i ciemny. Drogie pędzle sobie darowałam, gdyż można bez problemu znaleźć tańsze odpowiedniki. Do malowania polecam jakiś akrylowy, a do wosku okrągły z miękkim włosiem i po prostu ręczniki papierowe.
Wiem, że wiele z Was zastanawia się długo przed zakupem tych produktów, czy są one warte swojej ceny i czy rzeczywiście mają takie fantastyczne właściwości jak zachwala producent. Cóż, muszę przyznać, że w Niemczech ich cena nie jest bardzo wygórowana (29 Eur za litr farby). Poza tym, za dobrą farbę trzeba często zapłacic porównywalną kwotę, są też oczywiście tańsze, ale wszystko zależy od tego, jaki efekt chcemy uzyskać.
Mi zależało na efekcie właśnie takiego lekko "postarzonego" mebla, i tutaj produkty te sprawdziły się świetnie.
A oto kolejne etapy pracy.
1. Przygotowanie
Przed przystąpieniem do malowania stolik trzeba było skleić w jednym miejscu, z tym poradził sobie świetnie klej "do wszystkiego". Mimo, iż producent farb chalk paint gwarantuje, że pokryją one każdą powierzchnię i nie ma potrzeby jej szlifowania czy usuwania starych lakieów i farb, ja zdecydowałam się jednak zeszlifować starą farbę z górnego blatu stolika, gdyż bardzo nieładnie się łuszczyła.
2. Malowanie
Muszę przyznać, że o wiele lepiej maluje się te nieszlifowane powierzchnie, mimo iż piewsza warstwa wygląda koszmarnie (zdjęcie poniżej). W "gołe" drewno farba jakoś tak dziwnie wsiąka. Z drugiej strony, produkt ten nie pokryje tłustych plam i innych niezydentyfikowanych zabrudzeń, więc zaleca się pokryć powierzchnię wcześniej jakimś lakierem. W przeciwnym razie plamy te będą nam "wyłazić" na wierzch po wyschnięciu. Farba nie jest bezzapachowa, ale mnie akurat ten "kredowy" zapach nie drażnił. Jest bardzo gęsta, więc niewprawionej ręce będzie nią trochę trudno malować, gdyż bardzo szybko zastyga. Rozwiązaniem może być jej rozcieńczenie, ale wtedy farba traci na swoich właściwościach kryjących.
3. Kolor
Wybór kolorów jest spory, choć ja ubolewam, iż nie ma wśród nich klasycznej czerni. Stolik objawił się w mojej wizji w kolorze jasnego turkusu, i musiałam ten odcień stworzyć sama. W tym celu wymieszałam kolor Original z kilkoma kroplami Florence, przy czym pierwsza warstwa była o pół tonu ciemniejsza. W ten sposób lekko przebija spod spodu w niektórych miejscach, co sprawia, że powierzchnia nie jest wizualnie płaska. Farby świetnie mieszają się między sobą. Właściwie sprawę załatwiają dwie warstwy, tylko na zeszlifowanych miejscach było nieco gorzej, bo jak wspomniałam wcześniej, farba wsiąkała. Ale generalnie jest bardzo wydajna.
4. Woskowanie
Niestety w przypadku tej farby bez woskowania się nie obejdzie. Przed tym zabiegiem farba ma wyraźnie kredową fakturę i jest całkowicie matowa. Dla mnie osobiście niezbyt miła w dotyku. Jest też bardzo nieodporna na czynniki zewnętrzne. Zgodnie z zaleceniami producenta nałożyłam pierwszą warstwę bezbarwnego wosku, a następnie przetarłam ją drobnoziarnistym papierem ściernym. Potem druga warstwa oraz ciemny wosk w niektórych zagłębieniach, aby nieco "postarzyć" mebel i uzyskać efekt trójwymiaowości. Tutaj byłam dość oszczędna, nie lubię "plamistych" mebli poprzecieranych z każdej strony. Nadmiar ciemnego wosku można bez problemu usunąć za pomocą tego jasnego. Jak na mój gust wosk ma mało przyjemny zapach i dość wolno schnie. Najważniejsze jednak, aby pełnił swoja funkcję, czyli chronił mebel przed zniszczeniem. Po wypolerowaniu wosku uzyskujemy bardzo miłą wizualnie i w dotyku satynową powierzchnię.
Generalnie w tych produktach super jest to, że można bez końca poprawiać swoje "dzieło", zamalowywać, woskować, znowu zamalowywać i tak w kółko. Zawsze w końcu osiągniemy zamierzony efekt.
Gdybym miała przyznać punkty od 0 do 10, to farba dostałaby 8, a wosk 6.
Cóż, zobaczymy jak sobie ta farba poradzi następnym razem z zabytkowym krzesłem. Już teraz zdradzę, że będzie soczyście czerwone.
Do następnego!!!
tak w ogóle to fantastyczny ten stolik na kółkach! a poza tym teraz wygląda po prostu wspaniale!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Cieszę się, że się podoba w nowej odsłonie.
UsuńUwielbiam takie czary-mary ;)
OdpowiedzUsuńWiem wiem, u siebie też nieźle czarujesz :)
UsuńPodoba mi się nowy stary stolik :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, pozdrawiam !
UsuńPięknie wyszło, i jeszcze ten cudowny odcień mięty. Jestem zachwycona.
OdpowiedzUsuńCięszę się, że się podoba. Muszę przyznać, że po raz pierwszy udło mi się uzyskać kolor taki, jaki zamierzałam. Pozdrwiam!
UsuńFajny tutorial, stolik oraz jego rewelacja! Sama w ramach remontu u Mi kombinuję z farbami, ale raczej słąbo mi idzie. Błąd goni błąd, mści się moja niecierpliwość. O tych kredowych farbach już czytałam, ale nie miałam dotychczas okazji ich wypróbować. Zresztą malowanie mi narazie bokiem wyszło :)
OdpowiedzUsuńNie zniechęcaj się!! chociaż ja też mam czasem momenty zwątpienia i też płacę za niecierpliwość, potem muszę dwa razy robić.... Kredowe farby polecam, choć inaczej się nimi maluje i też z początku można się trochę wkurzyć. Pozdrawiam!
UsuńChciałaby mieć kiedyś taki u siebie. Wędrował by po mieszkaniu w zaleznosci od potrzeby :)
OdpowiedzUsuńPrzefantastyczna metamorfoza!
OdpowiedzUsuń